Dzień
4
O
ile mam być szczera to póki nie działo się nic nadzwyczajnego. Ojczym nie
odezwał się ani razu podczas posiłków, Logan udawał, że nie istnieje (choć
trzymał moją dłoń pod stołem!... Chyba nie powinnam się tym tak ekscytować.),
Candence nawijała o nowym nauczycielu fizyki, który ponoć jest B.O.S.K.I (jej
słowa, nie moje), no a mama… mama nie pokazywała się cały dzień, a przecież
jest wieczór… Zmieniam zdanie! To było coś nadzwyczajnego. Mama przez cały
dzień nie wychyliła nosa ze swojego pokoju. Może jest chora?
Chyba
powinnam to sprawdzić, prawda? Wrócę niedługo i opiszę, co odkryłam.
Poszłam
do sypialni mamy i ojczyma. Zapukałam, bo naprawdę nie chciałam wejść w tam
jakieś niezręcznej sytuacji. Nie usłyszałam jednak ani słowa.
Tym
razem uderzyłam w drzwi pięścią. Najwyżej czepialiby się, że nadmiernie
hałasuję. To znaczy ojczym by się czepiał.
-Mamo?
– zawołałam. – Jesteś tam?
Odpowiedziała
mi cisza.
-Mamo?
Ostrożnie
uchyliłam drzwi, a potem weszłam do pokoju. Było w nim pusto – przynajmniej na
pozór. Nie grało mi tam jednak coś, co unosiło się w powietrzu. Oczywiście
zawsze wyczuwałam więcej, jedna z zalet i jednocześnie wad bycia czarownicą
było właśnie to, że czułyśmy zmiany aury. Z tą tutaj spotkałam się pierwszy
raz. Była okropna. Przytłaczająca, jakby chciała odebrać mi dech. I cuchnęła.
Czymś zgniłym.
Zakryłam
nos rękawem i podeszłam do łóżka, które było źródłem smrodu. Chwyciłam rąbek
kołdry i zrzuciłam ją na ziemię.
Już
wiedziałam jaka aura otaczała pokój.
Śmierć.
Materac
był zachlapany krwią. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że nasiąknął nią i
zwłokami niczym gąbka.
Teraz
pytanie – czyje to ciało?
Wiedziałam
do kogo należy, choć z rysów twarzy nie rozpoznałabym jej. Ktoś zmienił moją
mamę w krwawą miazgę. Gdyby nie srebrny krzyżyk, który dostała od cioci – i z
którym się nie rozstawała – mogłabym pomyśleć, że to atrapa albo kto inny. Na
pewno znalazłabym jakieś wytłumaczenie. Jakiekolwiek.
Przez
moment gapiłam się na zwłoki, które jeszcze poprzedniego dnia były moją kochaną
mamą. A teraz została z niej papka. Otóż to – papka.
Przez
moment poczułam się słaba i krucha. Jakby jedno słowy, podmuch wiatru mógł
sprawić, że bym się rozsypała. To dlatego zaczęłam wtedy krzyczeć. Nie z powodu
trupa. Bo to był tylko trup – nie moja mama. Zwłoki mnie nie przerażały. Bałam
się właśnie tej strasznej słabości.
Mój
wrzask przywołał do pokoju moją siostrę, Logana i ojczyma. Przez to, że moje
zapory runęły usłyszałam i zobaczyłam ich myśli. Candence była przerażona.
Powtarzała, że to tylko sen. Logan doznał szoku i w sumie nie myślał. A ojczym…
On pokazał mi, co się stało rano przed śniadaniem. Widziałam to jego oczami.
Wszedł
do pokoju i zobaczył mamę. Szukała czegoś w szafie, a on objął ją i pocałował w
policzek.
-Jak
się czujesz? – spytał cicho.
-Dobrze
– odparła. – A ty? Przemyślałeś naszą rozmowę?
-Owszem.
Masz rację. Powinienem iść na jakąś terapię… Szczególnie, że twoja Tris potrafi
skopać tyłek.
Mama
zaśmiała się. Miała piękny uśmiech. Kochał ten uśmiech. To jak robiły jej się
przy tym dołeczki w policzkach. I to jak rozświetlała się wtedy jej twarz.
Wtedy
wszystko zalała czerwona mgła. Nie mogliśmy nic zobaczyć – to znaczy on nic nie
mógł. Nie pamiętał, co zrobił i czy zrobił, ale obudził się, stojąc nad
łóżkiem, patrząc na trupa.
Ojczym
rozpłakał się. Zaczął mówić do mamy i prosić, żeby ożyła. Żeby to okazał się tylko
sen.
Zamrugałam,
żeby odpędzić od siebie to, co zobaczyłam w jego głowie. Nie wiedziałam, co o
tym myśleć. W sumie wszystko wskazywało na to, że ojczym zabił mamę. Ale to
wspomnienie… Po raz pierwszy zobaczyłam, że ten potwór ma jakieś uczucia – i to
pozytywne.
W
głowie miałam tak wiele pytań, a mój mózg zdawał się w ogóle nie pracować.
Jedyne czego chciałam to się położyć i nie myśleć.
Ale
przecież to był dopiero początek.
Niczym
w transie zadzwoniła na 911 i czekałam na przybycie policji. Miałam wrażenie,
że wszystko dookoła mnie zwolniło, ale tak naprawdę po prostu byliśmy w szoku.
Nawet gdy przybyła policja i karetka każde z nas wydawało się otępiało. Nie
pamiętam pytań, na które odpowiadałam. Otrzeźwiałam dopiero, gdy podszedł do
mnie ojczym.
-Beatrice
– zaczął – ja naprawdę tego nie chciałem.
W
jego oczach widziałam szczery ból. Wspomnieniami wróciłam do tego jak pocałował
mamę w policzek tego ranka. Zupełnie jak w komedii romantycznej.
I
dlatego mu uwierzyłam. Byłam wtedy w jego głowie i wiedziałam, że tego nie
chciał.
-Wiem
– odpowiedziałam.
Ojczym
spojrzał się na mnie, a potem na policjantka, który zakłuł go w kajdanki.
-Jesteś
jak swoja ciotka – powiedział, nim go wyprowadzili. Nie wiedziałam, co miał
przez to na myśli, ale wiedziałam, że się dowiem.
Wzięłam
wdech, a potem pozwoliłam się przytulić Loganowi.
-Co
teraz? – spytałam go.
-Zobaczymy…
Na razie zajmie się nami twój ojciec.
-Tobą
też?
-Mną
też. Nie mam tu rodziny, a prokurator, który tu przyjechał oznajmił, że jeśli,
twój ojciec się zgodzi, mogę mieszkać z wami. Naprawdę przespałaś całą
pogadankę policji?
Wzruszyłam
ramionami. Nie do końca pamiętałam, czy spałam, czy nie, ale skoro Logan tak
twierdził…
-Cieszę
się, że będziesz przy mnie – odparłam z ulgą. Potrzebowałam go Logana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz