niedziela, 28 września 2014

Dzień 4

O ile mam być szczera to póki nie działo się nic nadzwyczajnego. Ojczym nie odezwał się ani razu podczas posiłków, Logan udawał, że nie istnieje (choć trzymał moją dłoń pod stołem!... Chyba nie powinnam się tym tak ekscytować.), Candence nawijała o nowym nauczycielu fizyki, który ponoć jest B.O.S.K.I (jej słowa, nie moje), no a mama… mama nie pokazywała się cały dzień, a przecież jest wieczór… Zmieniam zdanie! To było coś nadzwyczajnego. Mama przez cały dzień nie wychyliła nosa ze swojego pokoju. Może jest chora?
Chyba powinnam to sprawdzić, prawda? Wrócę niedługo i opiszę, co odkryłam.

Poszłam do sypialni mamy i ojczyma. Zapukałam, bo naprawdę nie chciałam wejść w tam jakieś niezręcznej sytuacji. Nie usłyszałam jednak ani słowa.
Tym razem uderzyłam w drzwi pięścią. Najwyżej czepialiby się, że nadmiernie hałasuję. To znaczy ojczym by się czepiał.
-Mamo? – zawołałam. – Jesteś tam?
Odpowiedziała mi cisza.
-Mamo?
Ostrożnie uchyliłam drzwi, a potem weszłam do pokoju. Było w nim pusto – przynajmniej na pozór. Nie grało mi tam jednak coś, co unosiło się w powietrzu. Oczywiście zawsze wyczuwałam więcej, jedna z zalet i jednocześnie wad bycia czarownicą było właśnie to, że czułyśmy zmiany aury. Z tą tutaj spotkałam się pierwszy raz. Była okropna. Przytłaczająca, jakby chciała odebrać mi dech. I cuchnęła. Czymś zgniłym.
Zakryłam nos rękawem i podeszłam do łóżka, które było źródłem smrodu. Chwyciłam rąbek kołdry i zrzuciłam ją na ziemię.
Już wiedziałam jaka aura otaczała pokój.
Śmierć.
Materac był zachlapany krwią. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że nasiąknął nią i zwłokami niczym gąbka.
Teraz pytanie – czyje to ciało?
Wiedziałam do kogo należy, choć z rysów twarzy nie rozpoznałabym jej. Ktoś zmienił moją mamę w krwawą miazgę. Gdyby nie srebrny krzyżyk, który dostała od cioci – i z którym się nie rozstawała – mogłabym pomyśleć, że to atrapa albo kto inny. Na pewno znalazłabym jakieś wytłumaczenie. Jakiekolwiek.
Przez moment gapiłam się na zwłoki, które jeszcze poprzedniego dnia były moją kochaną mamą. A teraz została z niej papka. Otóż to – papka.
Przez moment poczułam się słaba i krucha. Jakby jedno słowy, podmuch wiatru mógł sprawić, że bym się rozsypała. To dlatego zaczęłam wtedy krzyczeć. Nie z powodu trupa. Bo to był tylko trup – nie moja mama. Zwłoki mnie nie przerażały. Bałam się właśnie tej strasznej słabości.
Mój wrzask przywołał do pokoju moją siostrę, Logana i ojczyma. Przez to, że moje zapory runęły usłyszałam i zobaczyłam ich myśli. Candence była przerażona. Powtarzała, że to tylko sen. Logan doznał szoku i w sumie nie myślał. A ojczym… On pokazał mi, co się stało rano przed śniadaniem. Widziałam to jego oczami.

Wszedł do pokoju i zobaczył mamę. Szukała czegoś w szafie, a on objął ją i pocałował w policzek.
-Jak się czujesz? – spytał cicho.
-Dobrze – odparła. – A ty? Przemyślałeś naszą rozmowę?
-Owszem. Masz rację. Powinienem iść na jakąś terapię… Szczególnie, że twoja Tris potrafi skopać tyłek.
Mama zaśmiała się. Miała piękny uśmiech. Kochał ten uśmiech. To jak robiły jej się przy tym dołeczki w policzkach. I to jak rozświetlała się wtedy jej twarz.
Wtedy wszystko zalała czerwona mgła. Nie mogliśmy nic zobaczyć – to znaczy on nic nie mógł. Nie pamiętał, co zrobił i czy zrobił, ale obudził się, stojąc nad łóżkiem, patrząc na trupa.
Ojczym rozpłakał się. Zaczął mówić do mamy i prosić, żeby ożyła. Żeby to okazał się tylko sen.

Zamrugałam, żeby odpędzić od siebie to, co zobaczyłam w jego głowie. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. W sumie wszystko wskazywało na to, że ojczym zabił mamę. Ale to wspomnienie… Po raz pierwszy zobaczyłam, że ten potwór ma jakieś uczucia – i to pozytywne.
W głowie miałam tak wiele pytań, a mój mózg zdawał się w ogóle nie pracować. Jedyne czego chciałam to się położyć i nie myśleć.
Ale przecież to był dopiero początek.
Niczym w transie zadzwoniła na 911 i czekałam na przybycie policji. Miałam wrażenie, że wszystko dookoła mnie zwolniło, ale tak naprawdę po prostu byliśmy w szoku. Nawet gdy przybyła policja i karetka każde z nas wydawało się otępiało. Nie pamiętam pytań, na które odpowiadałam. Otrzeźwiałam dopiero, gdy podszedł do mnie ojczym.
-Beatrice – zaczął – ja naprawdę tego nie chciałem.
W jego oczach widziałam szczery ból. Wspomnieniami wróciłam do tego jak pocałował mamę w policzek tego ranka. Zupełnie jak w komedii romantycznej.
I dlatego mu uwierzyłam. Byłam wtedy w jego głowie i wiedziałam, że tego nie chciał.
-Wiem – odpowiedziałam.
Ojczym spojrzał się na mnie, a potem na policjantka, który zakłuł go w kajdanki.
-Jesteś jak swoja ciotka – powiedział, nim go wyprowadzili. Nie wiedziałam, co miał przez to na myśli, ale wiedziałam, że się dowiem.
Wzięłam wdech, a potem pozwoliłam się przytulić Loganowi.
-Co teraz? – spytałam go.
-Zobaczymy… Na razie zajmie się nami twój ojciec.
-Tobą też?
-Mną też. Nie mam tu rodziny, a prokurator, który tu przyjechał oznajmił, że jeśli, twój ojciec się zgodzi, mogę mieszkać z wami. Naprawdę przespałaś całą pogadankę policji?
Wzruszyłam ramionami. Nie do końca pamiętałam, czy spałam, czy nie, ale skoro Logan tak twierdził…

-Cieszę się, że będziesz przy mnie – odparłam z ulgą. Potrzebowałam go Logana.