niedziela, 3 maja 2015

Dzień 14

Po kilku spotkaniach ze Szczerzyząbkiem moja psychika chyba wróciła do normy. No może nie do końca można to nazwać „normą”, ale funkcjonuję o wiele lepiej niż tydzień temu.
Poza tym musiałam wziąć się w garść przed pełnią, która wypada dzisiaj. Jeszcze nie podjęłam decyzji, czy iść na ten cmentarz, czy sobie odpuścić. Nie jestem tchórzem, ale to nierozważne.
Z drugiej strony wygląda na to, że „MY” – tak ich nazywam w myślach – posiadają informacje na temat mamy, których nie mam ja.
Naprawdę jeszcze nie wiem, co zrobię. 


***
   *
***

Poszłam na to spotkanie. Wróciłam kilka godzin temu i wciąż się trzęsę – nie wiem, czy ze strachu czy podekscytowania. W obecnej chwili chcę to tylko z siebie wyrzucić.

Przed północą każdy już był w swoim pokoju, więc ja mogłam się wymknąć. Nie było to takie trudne, jak mogłoby się wydawać. Miałam wprawę.
„Pożyczyłam” samochód taty. Na cmentarz nie było daleko, ale w razie gdybym musiała uciekać szybciej będzie autem niż biegiem.
Zaparkowałam niedaleko bramy, a potem ruszyłam w stronę nagrobków. Nie dostałam więcej żadnych wiadomości, więc wiedziałam tylko, że spotkanie miało być na cmentarzu o północy podczas pełni.
-Beatrice! – rozległ się głos za moimi plecami. Obróciłam się ostrożnie. Za mną stała wysoka postać w płaszczu.
-Super – mruknęłam do siebie. – Robi się jak w horrorze klasy B.
-Chodź za mną.
Instynkt mówił mi, żebym brała nogi za pas. Nawet miałam taką ochotę, bo chociaż horrory niskiej klasy nie są straszne, to aura cmentarza mnie przerażała. W mojej głowie toczyła się walka między przerażeniem a ciekowością, która mnie tam sprowadziła. W końcu – chociaż trzęsłam się jak galareta – ruszyłam za kobietą.
Czułam się dziwnie w tej sytuacji. Zazwyczaj nie bałam się cmentarzy, trupów ani tego typu klimatów, ale wtedy niepokój ściskał mnie za żołądek, dopóki nie dotarliśmy do pustej przestrzeni za kryptami. Tam było więcej osób w takich szatach, ale mieli ściągnięte kaptury. Stali w kręgu dookoła mnie.
Spojrzałam po ich twarzach, odrobinę zdezorientowana tym, co się działo. Każda z osób była kobietą. Były w różnym wieku, chociaż żadna zdawała się jeszcze nie przekroczyć trzydziestki.
Wzięłam wdech i spojrzałam na tę, która mnie tam przyprowadziła. W świetle księżyca jej cera wydawała się sina, a włosy białe. Z trudem wytrzymałam ciarki. Tamta kobieta wyglądała jak trup.
-Wyjaśnisz mi, co tutaj robię? – spytałam, starając się, żeby głos mi się nie trząsł.
-Wypełniamy swoją powinność – odparła. 
-Słucham?! 
Wiem, że nie powinno się krzyczeć na bandę kobiet, którą wyglądają jak mordercze członkinie sekty, ale dziewczyn nie wyciąga się z domu o północy, nie zabiera na cmentarz, obiecując ważne informacje i nie mówi się potem, że tylko spełnia się powinność, bo to grozi roztrzaskaniem głowy o nagrobek.
To też zresztą wykrzyczałam jej w twarz, a ona zareagowała śmiechem.
-Dziecko – przemówiła łagodnie. – Odpowiedzi wymagają czasu.
-W takim razie daj znać, gdy już będziesz miała ten czas – burknęłam i ruszyłam w stronę najbliższego wyjścia z cmentarza.
Jednak w momencie, gdy chciałam ją wyminąć, zostałam odepchnięta z powrotem do kręgu. Wylądowałam na ziemi.
Przez moment leżałam tam zdezorientowana i obolała, ale potem moje zdenerwowanie wzrosło, spychając w czeluści umysłu resztkę pozostałych emocji. Podniosłam się zimnej ziemi…
I przysięgam na wszystko, co mnie otacza, że działałam wtedy instynktownie. Nawet nie podejrzewałam, że tak potrafię!
Zacisnęłam dłoń w pięć, tak jakbym chciała ją zamknąć na połach płaszcza kobiety – z tym, że w odległości kilku metrów. Uniosłam rękę w górą, a wraz z nią podniosła się kobieta, a potem…
…rzuciłam nią w jeden z nagrobków.
Dopiero po chwili dotarło do mnie tak naprawdę, co zrobiłam, tak samo jak i to, że kobieta się śmiała. Ona naprawdę się śmiała, gdy jej towarzyszki patrzyły na mnie, jakby wyrósł mi na głowie róg jednorożca. Wyglądały trochę na zaciekawione, a trochę na zdegustowane – lepiej nie zdołam tego ująć w słowa.
Ja natomiast chciałam uciekać jak najdalej. Śmiech kobiety brzmiał tak opętańczo, że mogłam tylko czekać, aż wezwie hordę demonów, które zrobiłyby ze mnie miazgę. Naprawdę powinnam była wtedy uciec, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa i stałam tam tylko, gapiąc na kobietę.
-Teraz mogę ci wszystko wyjaśnić. – Otrzepała kolana i powoli podniosła się z ziemi. 
-Więc mów – nakazałam.
-Wiesz, dlaczego wilkołaki zmieniają się w pełnię? – spytała.
-Zapytam, gdy jakiegoś spotkam.
-Księżyc ma wpływ na nas wszystkich, Beatrice. Nieważne, którym z istot stworzonych przez Piekło się jest, rozumiesz? Akurat my podczas pełni jesteśmy najsilniejsi. Pełna tarcza księżyca pozwala nam odkryć w sobie moce, których nie posiadają śmiertelnicy.
-Powiedzmy, że rozumiem. Co dalej? 
Ciocia kiedyś wspominała o wpływie księżyca, ale nigdy nie słuchałam jej zbyt uważnie. Tak czy siak, to nie było dla mnie tak wielką nowością, żebym rozdziawiła buzię i stała tak do rana. 
-Większość z nas musi wiele stracić, żeby mieć moc, którą ty po prostu odziedziczyłaś. Nie jesteś przeciętną wiedźmą.
-Hę?
-Wywodzisz się wprost z Piekła, Beatrice. Nie odziedziczyłaś mocy wraz z Klątwą, choć i za tobą wloką się koszmary.
-Mów prościej! – warknęłam zniecierpliwiona. Im dłużej tam byłam, tym bardziej czułam się zmęczona tym wszystkim. Chciałam już wrócić do domu z informacjami, ale ona wciąż nie przechodziła do sedna sprawy. To irytujące dla osób bez cierpliwości, jak ja.
-Dobrze. Posiadasz moce, których my nigdy nie będziemy mieć. Możesz robić rzeczy, która nas by zabiły.
-Na przykład?
-Przywrócić do życia to, co zginęło śmiercią nienaturalną. Z ingerencji demonów, które dobrze znamy.
Przełknęłam ślinę.
-Mogłabym przywrócić do życia mamę?
-Owszem. Dlatego jesteśmy tutaj. Teraz. – Kobieta podeszła do mnie i ujęła moje dłonie w swoje. – W tę pełnię miałaś odkryć wszystkie ze swoich możliwości. I to dziś mieliśmy ci przekazać cała prawdę.

Ta prawda ograniczała się do kilku podstawowych informacji: 
a) Harry Potter może się przy mnie schować, bo mogę robić, co on, ale bez różdżki i zaklęć,
b) posiadałam tak dużą moc, ponieważ moim ojcem jest diabeł – bo kto powiedział, że one nie mogą kochać, 
c) mogę przywrócić mamę do życia, ale najpierw muszę się wiele nauczyć i 
d) mój ojciec na Ziemi to ten właśnie diabeł, ale w ludzkiej skórze! Niestety w wersji człowiek nie do końca ogarnia co i jak z byciem diabłem. To naprawdę skomplikowane. Niby to jest tylko ciało jakie przejął i takie tam… Wiem na pewno, że jego prawdziwe imię to: Azazel.
Nie mam pojęcia, co teraz zrobię. To chyba dobra pora na panikę, co? A może powinnam pogadać z tatą? Tym z Piekła?
Ja to zawsze się w coś wpakuję.

Większość al­bo boi się przyszłości, al­bo roz­pa­miętu­je przeszłość
Margit Sandemo

sobota, 27 grudnia 2014

Dzień 7



W sumie nie wiem, co napisać, żeby nie skłamać. Dobrze się czuję? Kłamstwo. Powoli jest lepiej. Wierutne kłamstwo. Jest źle? To na pewno.
Ale nie jest tak źle, jak myślisz. Gdy piszę te słowa jestem pusta od środka i chyba to jest najgorsze. Na pewno byłoby lepiej, gdybym mogłam wybuchnąć płaczem i dać upust żalu. Szkoda tylko, że tego nie ma.  Nie ma we mnie nic.
Wiem, że niespójnie przechodzę z tematu w temat, ale teraz zapewne zastanawiasz się, co z tamtymi dwoma  dniami, co? Przyznam szczerze, że byłam wtedy w takiej rozsypce, że nic nie pamiętam. Nie wiem nawet, jak znalazłam się w domu taty.
Nic. Kompletna pustka.


***
*
***

Właśnie skończyłam jeść śniadanie. Atmosfera była całkiem luźna – mój tata chyba polubił Logana. Candence wyglądała zupełnie tak, jakby zapomniała o incydencie, którego świadkiem byliśmy. O ile w ogóle zobaczenie trupa matki, można uznać za incydent. Tak czy inaczej było tak jakby nic się nie stało.

– Jak się dziś czujesz, Tris? – spytał tata.
Wzruszyłam ramionami.
– Bywało gorzej – odparłam.
– To widać – potwierdziła dziwnym tonem Candence. Zmarszczyłam brwi i pozwoliłam murom oddzielającym jej myśli od moich opaść. Natychmiast dotarł do mnie obraz dziewczyny. Siedziała przy tym stole, co my. Patrzyła pusto w przestrzeń, ogromnymi błękitnymi oczyma. Brązowe włosy opadały jej na twarz. Ich odcień kontrastował z chorobliwie bladą cerą i cieniami pod oczami.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że to byłam ja w ciągu ostatnich dwu dni. Rzeczywiście było widać, że czułam się lepiej.
Znów uniosłam mury, a potem wymusiłam uśmiech na twarzy.
– Najadłam się już – oznajmiłam i wstałam od stołu, nim ktoś zauważył, że tak naprawdę nie tknęłam śniadania.

Gdy wróciłam do pokoju zobaczyłam krótki list napisany na komputerze – w Wordzie. Przyklejam go poniżej.

Wiemy, co się stało z Twoją mamą. Spotkajmy się w pełnię na cmentarzu, a wszystko Ci wyjaśnimy.

Poza tym nie było nic. Żadnego podpisu, czy wskazówki. Najbliższa pełnia za tydzień.

I tym razem bez cytatu. Jakoś nie mam do tego głowy.


niedziela, 28 września 2014

Dzień 4

O ile mam być szczera to póki nie działo się nic nadzwyczajnego. Ojczym nie odezwał się ani razu podczas posiłków, Logan udawał, że nie istnieje (choć trzymał moją dłoń pod stołem!... Chyba nie powinnam się tym tak ekscytować.), Candence nawijała o nowym nauczycielu fizyki, który ponoć jest B.O.S.K.I (jej słowa, nie moje), no a mama… mama nie pokazywała się cały dzień, a przecież jest wieczór… Zmieniam zdanie! To było coś nadzwyczajnego. Mama przez cały dzień nie wychyliła nosa ze swojego pokoju. Może jest chora?
Chyba powinnam to sprawdzić, prawda? Wrócę niedługo i opiszę, co odkryłam.

Poszłam do sypialni mamy i ojczyma. Zapukałam, bo naprawdę nie chciałam wejść w tam jakieś niezręcznej sytuacji. Nie usłyszałam jednak ani słowa.
Tym razem uderzyłam w drzwi pięścią. Najwyżej czepialiby się, że nadmiernie hałasuję. To znaczy ojczym by się czepiał.
-Mamo? – zawołałam. – Jesteś tam?
Odpowiedziała mi cisza.
-Mamo?
Ostrożnie uchyliłam drzwi, a potem weszłam do pokoju. Było w nim pusto – przynajmniej na pozór. Nie grało mi tam jednak coś, co unosiło się w powietrzu. Oczywiście zawsze wyczuwałam więcej, jedna z zalet i jednocześnie wad bycia czarownicą było właśnie to, że czułyśmy zmiany aury. Z tą tutaj spotkałam się pierwszy raz. Była okropna. Przytłaczająca, jakby chciała odebrać mi dech. I cuchnęła. Czymś zgniłym.
Zakryłam nos rękawem i podeszłam do łóżka, które było źródłem smrodu. Chwyciłam rąbek kołdry i zrzuciłam ją na ziemię.
Już wiedziałam jaka aura otaczała pokój.
Śmierć.
Materac był zachlapany krwią. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że nasiąknął nią i zwłokami niczym gąbka.
Teraz pytanie – czyje to ciało?
Wiedziałam do kogo należy, choć z rysów twarzy nie rozpoznałabym jej. Ktoś zmienił moją mamę w krwawą miazgę. Gdyby nie srebrny krzyżyk, który dostała od cioci – i z którym się nie rozstawała – mogłabym pomyśleć, że to atrapa albo kto inny. Na pewno znalazłabym jakieś wytłumaczenie. Jakiekolwiek.
Przez moment gapiłam się na zwłoki, które jeszcze poprzedniego dnia były moją kochaną mamą. A teraz została z niej papka. Otóż to – papka.
Przez moment poczułam się słaba i krucha. Jakby jedno słowy, podmuch wiatru mógł sprawić, że bym się rozsypała. To dlatego zaczęłam wtedy krzyczeć. Nie z powodu trupa. Bo to był tylko trup – nie moja mama. Zwłoki mnie nie przerażały. Bałam się właśnie tej strasznej słabości.
Mój wrzask przywołał do pokoju moją siostrę, Logana i ojczyma. Przez to, że moje zapory runęły usłyszałam i zobaczyłam ich myśli. Candence była przerażona. Powtarzała, że to tylko sen. Logan doznał szoku i w sumie nie myślał. A ojczym… On pokazał mi, co się stało rano przed śniadaniem. Widziałam to jego oczami.

Wszedł do pokoju i zobaczył mamę. Szukała czegoś w szafie, a on objął ją i pocałował w policzek.
-Jak się czujesz? – spytał cicho.
-Dobrze – odparła. – A ty? Przemyślałeś naszą rozmowę?
-Owszem. Masz rację. Powinienem iść na jakąś terapię… Szczególnie, że twoja Tris potrafi skopać tyłek.
Mama zaśmiała się. Miała piękny uśmiech. Kochał ten uśmiech. To jak robiły jej się przy tym dołeczki w policzkach. I to jak rozświetlała się wtedy jej twarz.
Wtedy wszystko zalała czerwona mgła. Nie mogliśmy nic zobaczyć – to znaczy on nic nie mógł. Nie pamiętał, co zrobił i czy zrobił, ale obudził się, stojąc nad łóżkiem, patrząc na trupa.
Ojczym rozpłakał się. Zaczął mówić do mamy i prosić, żeby ożyła. Żeby to okazał się tylko sen.

Zamrugałam, żeby odpędzić od siebie to, co zobaczyłam w jego głowie. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. W sumie wszystko wskazywało na to, że ojczym zabił mamę. Ale to wspomnienie… Po raz pierwszy zobaczyłam, że ten potwór ma jakieś uczucia – i to pozytywne.
W głowie miałam tak wiele pytań, a mój mózg zdawał się w ogóle nie pracować. Jedyne czego chciałam to się położyć i nie myśleć.
Ale przecież to był dopiero początek.
Niczym w transie zadzwoniła na 911 i czekałam na przybycie policji. Miałam wrażenie, że wszystko dookoła mnie zwolniło, ale tak naprawdę po prostu byliśmy w szoku. Nawet gdy przybyła policja i karetka każde z nas wydawało się otępiało. Nie pamiętam pytań, na które odpowiadałam. Otrzeźwiałam dopiero, gdy podszedł do mnie ojczym.
-Beatrice – zaczął – ja naprawdę tego nie chciałem.
W jego oczach widziałam szczery ból. Wspomnieniami wróciłam do tego jak pocałował mamę w policzek tego ranka. Zupełnie jak w komedii romantycznej.
I dlatego mu uwierzyłam. Byłam wtedy w jego głowie i wiedziałam, że tego nie chciał.
-Wiem – odpowiedziałam.
Ojczym spojrzał się na mnie, a potem na policjantka, który zakłuł go w kajdanki.
-Jesteś jak swoja ciotka – powiedział, nim go wyprowadzili. Nie wiedziałam, co miał przez to na myśli, ale wiedziałam, że się dowiem.
Wzięłam wdech, a potem pozwoliłam się przytulić Loganowi.
-Co teraz? – spytałam go.
-Zobaczymy… Na razie zajmie się nami twój ojciec.
-Tobą też?
-Mną też. Nie mam tu rodziny, a prokurator, który tu przyjechał oznajmił, że jeśli, twój ojciec się zgodzi, mogę mieszkać z wami. Naprawdę przespałaś całą pogadankę policji?
Wzruszyłam ramionami. Nie do końca pamiętałam, czy spałam, czy nie, ale skoro Logan tak twierdził…

-Cieszę się, że będziesz przy mnie – odparłam z ulgą. Potrzebowałam go Logana.

piątek, 15 sierpnia 2014

Dzień 3
W sumie to nie wiem od czego zacząć. Sporo się dziś wydarzyło, na przykład gadałam z tatą przez telefon albo pokłóciłam się z ojczymem – o tym jednak powiem na samym końcu. Najmilsze, co mnie dziś spotkało to to, że dzwonił tata. Hm… Z mniej ważnych spraw – dostałam pięć z angielskiego, ale to tylko za aktywność na lekcji. Tym razem nie wylądowałam u dyrektora i oczywiście ustaliliśmy z Loganem, że nikomu nie piśniemy słówka o naszym „romansie”. Ludzie nie przyjęliby tego dobrze, a Logan bał się reakcji ojczyma.
Wracając do sprawy taty, to chyba nigdy nie zapomnę jak rodzice oznajmili, że się rozwodzą. Miałam wtedy siedem lat i wraz z Candence siedziałyśmy na kanapie w salonie. Rodzice podejrzanie się uśmiechali.

Kątem oka zerknęłam na siostrę. Starała się być spokojna, ale i tak trzymała mnie za rękę i wierciła się. Przygryzłam wargi i spojrzałam na mamę i tatę. Tata miał walizkę w ręku i łzy w oczach. Mimo to uśmiechał się do nas, jak wtedy gdy zdarłam sobie kolano, a on mówił, że do wesela się zagoi.
– Dziewczynki – zaczęła mama i nerwowo przygryzła wargi. – Czasami jest tak, że rodzice się rozstają… Ale to nie jest wasza wina.
Oczywiście, że nie nasza, pomyślałam. Niby dlaczego? To oni kłócili się niemal codziennie, od roku nie potrafili dojść do porozumienia. To nie nasza wina, tylko ich. Rozumiałam to świetnie mimo młodego wieku.
Spojrzałam na Candence i uścisnęłam mocniej jej dłoń. Dolna warga mojej siostry zaczęła się trząść, a do jej oczu napłynęły łzy. Nie rozumiałam, dlaczego jest smutna. Mama i tata nie byli ze sobą szczęśliwi.
– Będziemy się widywać co weekend – zapewnił tata. – I w każde święta – dodał.

Nie wspominam źle tego, że rodzice się rozstali, ale wolałabym mieszkać z tatą. Póki nie pojawił się ojczym, nie było żadnej różnicy, czy mama czy tata, ale on… on wszystko zmienił. Od samego początku coś mi w nim nie pasowało. Do tej pory nie wiem, co jest z nim nie tak, ale coś jest. Wyczuwam takie rzeczy.
Tata zadzwonił do mnie przed śniadaniem, gdy ja i Logan jeszcze wylegiwaliśmy się w łóżku. Nawet nie wiesz, jak się wystraszyliśmy, gdy nagle po pokoju rozszedł się głos Amy Lee:
,,Always confusing the thoughts in my head
So I can't trust myself anymore
I'm dying again”*

Szybko rzuciłam się do telefonu i zerknęłam na wyświetlacz. Zobaczyłam tam zdjęcie taty, które ustawiłam sobie, żeby pojawiało się, gdy dzwoni. Było mi ciężko rozmawiać z oplecionymi dookoła mnie ramionami Logana.
– Halo? – spytałam, szturchając w ramię Logana, który obecnie całował mnie po moich ramionach. Zaśmiał się bezgłośnie i splótł palce pod głową.
– Beatrice? – usłyszałam w telefonie głos taty.
– A któżby inny? – odparłam spokojnie. – Co jest?
– Czy nie mogę już tak po prostu zadzwonić do córki? – odparł pytaniem na pytanie. Parsknęłam śmiechem.
– Mogłeś zadzwonić po południu. No mów, co się stało.
– Chciałem zapytać, czy nie możemy przełożyć naszego wspólnego popołudnia na inny termin – wyznał. – W sobotę mam wyjazd służbowy do Ohio.
– Okej, nie widzę problemu – odparłam. – Alice i tak chciała urządzić imprezę, więc będę mogła się wyrwać. Kiedy w takim razie się spotkamy?
– Kiedy ci odpowiada?
– Może w poniedziałek? Po weekendzie?
– Wracam dopiero w środę.
– To może czwartek?
– Będzie idealnie. Przyjadę po ciebie po szkole.
– Okej. Do zobaczenia, tato.
– Pa, Tris.
– Kocham cię.
– Ja ciebie też.
Odłożyłam telefon i uśmiechnęłam do Logana, który przyglądał mi się ze zmarszczonymi brwiami.
– Co to była za piosenka? – spytał.
 Going Under.
 Czy nie mogłabyś słuchać… Mniej dramatycznych utworów? No wiesz… Może coś takiego, od czego nie dostałbym zawału?
– Coś typu, że na ostatniej imprezie wypiłam za dużo i nie pamiętam z kim się przespałam?
– To Mozart ma takie kawałki?
Parsknęłam śmiechem i uderzyłam go poduszką w ramię. Sam też się zaśmiał i muszę przyznać, że ma seksowny śmiech.
– Chyba muszę już iść. – Znacząco zerknął na zegarek. – Niedługo wszyscy pewnie się pobudzą.
– Jasne.
Podniósł się z łóżka, cmoknął mnie w policzek i ruszył ku drzwiom. Wtedy do głowy wpadł mi odrobinę durny pomysł.
– Logan!
Odwrócił się do mnie, a ja podeszłam bliżej.
– Masz już jakieś plany na sobotni wieczór?
– Nie.
– A chciałbyś go spędzić ze mną?
Zarumienił się i skinął głową.
– To świetnie, bo nie mam z kim iść do Alice.
Otworzył szerzej oczy.
– Spokojnie – dodałam. – Nic nikomu nie powiedzą.
Przewrócił oczami i pochylił się nade mną, żeby mnie pocałować. Ujął moją twarz w dłonie i połaskotał językiem w górną wargę. Potem rozchylił mi usta swoimi wargami i pocałował mnie, tak naprawdę.

Tak, tak właśnie wyglądał mój pierwszy pocałunek z języczkiem. Miałam wrażenie, że zostawiłam w jego ustach połowę ślinianek, ale nie narzekał, gdy wychodził z mojego pokoju.
Potem jeszcze długo słuchałam kto się budził i co robił. Logan udawał, że śpi przez jeszcze pół godziny, więc przed nim wstała Candence i zajęła łazienkę. Sterczał pod nią tak długo, że ja też zdążyłam dołączyć do kolejki. Potem wstał ojczym i zszedł na dół. On miał swoją łazienkę, którą dzielił z mamą. Była na dole. Mama w czasie, gdy ojczym brał prysznic robiła śniadanie – jajka na bekonie. Mniam!
Tak czy inaczej początkowo śniadanie było udane, ale potem moje obawy co do ojczyma okazały się prawdziwe, a dzięki wyznaniu Logana dostrzegałam o wiele więcej. Po raz pierwszy od kiedy się on i mama się pobrali zaczęłam wszystkiemu uważnie się przyglądać.

Usiadłam do stołu, akurat naprzeciwko Logana. On sam miał wzrok spuszczony i wbity w talerz. Obok mnie usiadła Candence i też uciekała gdzieś wzrokiem. Dlaczego się tak dziwnie zachowywali? Nie potrafiłam tego pojąć. A wyglądali na jeszcze bardziej przestraszonych, gdy do stołu dosiadł się ojczym. Wyglądał na niezadowolonego. Może skończyła mu się ciepła woda? Próbowałam wtargnąć do jego myśli, ale było tak jakby ich nie miał. Był tak wkurzony, że nie myślał.
Uznałam, że nie będę się wtrącać. Samo mu przejdzie.
Włożyłam do ust kawałek bekonu, co bardzo podminowało ojczyma.
– Nie zaczyna się jedzenia przed innymi, Beatrice – warknął. Zignorowałam go i włożyłam do ust kolejny kawałek. – BEATRICE! – huknął, a ja postanowiłam podnieść na niego wzrok.
– Czemu się tak czepiasz?
– Odrobinę kultury!
– A od kiedy to ja jestem kulturalna? –czułam, że nie powinnam go prowokować, ale wiedziałam, że miał na celu mnie zastraszyć. Nie miałam zamiaru mu na to pozwolić.
Nigdy.
– Beatrice – szepnęła cicho mama. Miała odrobinę podwinięty rękaw i wtedy dostrzegłam na jej nadgarstku siniaki, kształtem podobne do palców ojczyma. Ją też bił?
Skrzyżowałam ramiona na piersi.
– Żaden sadysta nie będzie uczył mnie kultury – warknęłam.
Ojczym poczerwieniał na twarzy.
– Tris, proszę – Candence spojrzała na mnie błagalnie.
– Nie, siostrzyczko – odparłam łagodnym głosem i spojrzałam ojczymowi w oczy. – No dalej, uderz mnie. Przecież tego chcesz.
Logan zerknął na mnie przestraszony, a potem na swojego ojca.
– Tato, daj jej spokój – poprosił.
– Zamknij się!
Ojczym podniósł się z miejsca i ruszył w moją stronę. Logan zagrodził mu drogę i spojrzał na ojca z góry.
– Proszę – powiedział. Ojczym zamiast posłuchać uderzył go z pięści w nos. Potem ogłuszył go tą sztuczką, że robi się miseczki z dłoni i uderza w uszy. Logan osunął się na ziemię, ale mimo to, chłopak próbował przygnieść ojczyma cielskiem. Wiem, że to nie odpowiedni moment na takie przemyślenia, ale było mi bardzo miło, że przyrodni brat stanął w mojej obronie (o ile mogę być szczera chciałam napisać: przyrodni brat mojej siostry, ale czy nie wyjdzie na jedno?).
Mój bohater.
Niestety ojczym doszedł do siebie szybciej i podszedł do mnie. Mama i Candence udawały, że nic nie widzą, ale nie miałam im tego za złe.
Spojrzałam ojczymowi w oczy, a sekundę potem poczułam tępy ból na twarzy. Oberwałam w nos, z którego poleciała stróżka krwi. Na szczęście nie złamał mi go.
– Mam nadzieję, że to cię czegoś nauczy, smarkulo.
Zacisnęłam dłonie w pięści i bez zastanowienia rzuciłam się na ojczyma. Padliśmy na ziemię, a ja zdzieliłam go z główki w nos. Potem przyłożyłam jeszcze kilka razy pięściami po twarzy i podniosłam się z ziemi. Nadepnęłam mu na gardło.
– Jeżeli jeszcze raz skrzywdzisz kogoś na kim mi zależy, to cię zabiję, czy to jasne?– wycharczałam przez zęby. Ojczym okładał mnie pięściami po łydce, ale moja stopa tylko mocniej naciskała na gardło.
– Czy wyrażam się jasno?
Skinął głową i… stracił przytomność. Nie wiedziałam, dlaczego tak się stało. Biłam się już z innymi i nigdy nie doprowadziłam nikogo do utraty przytomności. Może to za prawą adrenaliny… Lub czegoś innego? Nie chciałam o tym myśleć. Mój bohater był teraz ważniejszy.
– Logan! – uklękłam obok niego. Przez sekundę był nieruchomy, a potem otworzył oczy. Wyglądał jakby dopiero co przestał się wylegiwać w moim łóżku.
– Przyznaj się, trafiłem do Nieba – wymamrotał.
Parsknęłam śmiechem.
– Skąd tak durny pomysł?
– Bo widzę anioła.
Szturchnęłam go w ramię i cmoknęłam w policzek.
– Mój bohater – szepnęłam mu do ucha.
– Kiepski ze mnie obrońca.

Wiem, wiem… Nie powinnam była prowokować ojczyma, ale nikt nie będzie krzywdził mojej rodziny. Ani bił chłopaka. To już tym bardziej. No cóż, Logan dziś w nocy również przyjdzie, ale póki co, nie ma o czym opowiadać. Pewnie znów będziemy gadać, no i pokaże mi swoje rysunki, ale o tym opowiem jutro.
Dobranoc.

,,Don't you want to feel
Don't you want to live your life
How much longer are you gonna give into the fear”**

Evanescence – Disappear



*Tekst utworu Evanescence – Going Under, można go przetłumaczyć: „Myśli w mojej głowie ciągle się plączą, więc nie mogę już sobie ufać. Ponownie umieram.”
**Tekst utworu Evanescence – Disappear, można go przetłumaczyć: „Nie chcesz czuć? Nie chcesz żyć swoim życiem? Jak długo zamierzasz poddawać się przerażeniu? ”