poniedziałek, 14 lipca 2014

Dzień 2

Obecnie jestem już po kolacji i „uczę” się do kartkówki z chemii, ale uznałam, że teraz to najlepszy moment, żeby zacząć opis kolejnego dnia, ponieważ mam spokój. Może zacznę od ranka i pobudki u boku Logana? Mogłoby się wydawać, że wszystko jest pięknie i ładnie.

Wstałam przed Loganem i obserwowałam, jak światło gra na jego twarzy. Kusiło mnie, żeby go pocałować, ale nie zrobiłam tego. Próbowałam też iść do siebie, ale trzymał mnie w żelaznym uścisku. Obudził się kilka minut przed śniadaniem, a gdy mnie zobaczył odsunął się z krzykiem.
– Co ty tu robisz, do cholery?!
Poczułam się, jakby coś przeszywało mnie na wylot, a nie miałam żadnych powodów. To odrobinę niepokojące.
– Nie pamiętasz? – głos mi się zmienił. Wydawało mi się, jakby należał do obcej osoby. Innej. Smutnej.
– Nie!
– Spotkałam cię wczoraj i zaprowadziłam tutaj. Opowiedziałeś mi o rozstaniu z Miley i poprosiłeś, żebym została z tobą. Chyba usnęliśmy oboje. – Wzruszyłam obojętnie ramionami i schowałam dłonie do kieszeni.
– Och… Ja i Miley się rozstaliśmy?
– Jak to ująłeś: przyłapałeś ją na bzykaniu się z twoim najlepszym kumplem.. – Spuściłam wzrok. – Uderzyłeś ją, ale przez przypadek. Gdy wróciłeś do domu zacząłeś płakać i poprosiłeś, żebym została z tobą. Tak też zrobiłam.

Z jakiegoś niewyjaśnionego wtedy powodu powiedziałam mu o pocałunku, a on mnie wyśmiał. Kazał mi się wynosić i zagroził, że jeśli komuś coś wygadam, to doniesie ojczymowi. Powiedziałam mu wtedy coś, czego nigdy nie zapomnę:
„Chrzań się, dupku. Mam lepsze rzeczy do roboty niż opowiadanie, że blond szmata dała się przelecieć.”
Nie wiem czemu zapadło mi to w pamięć, ale jego zatkało, a ja schowałam się pokoju. Przepraszam za te rozmazane plamy, ale łzy same jakoś lecą. Zaraz się opanuję.
Okej, już jest okej. Wzięłam się w garść.
W szkole nikomu nie rozpowiadałam nic o Loganie. Udawałam, że poprzednia noc nie miała miejsca. Śpiewałam pod prysznicem, zjadłam śniadanie i nawet podrzuciłam siostrze kilka pomysłów na projekt z angielskiego, gadałam na stołówce ze znajomymi i… tak, znów wylądowałam na dywaniku dyrektora. Tym razem za bójkę z Miley. I nie biłyśmy się o Logana, tylko o… mój obiad.

Nie byłam głodna, więc większość mojej tacy wciąż była pełna, gdy odnosiłam jedzenie. Obojętnym krokiem przeszłam obok stolika sportowców, gdzie Logan i Miley kłócili się cicho. W tym momencie Miley uderzyła w moją tacę i budyń wylał mi się na sweter.
– Uważaj, jak łazisz! – syknęła.
– To ty, to na mnie wywaliłaś – odparowałam, wycierając chusteczką kołnierzyk.
– Przeproś – nakazała.
– Nie.
– Przeproś. Już.
Parsknęłam śmiechem. Ostrym i nieprzyjemnym.
– Jeśli chcesz to mów tak do swoich przydupasów, ale do mnie. Nie boję się ciebie, dotarło, blondie?
Miley podniosła się z miejsca i spojrzała na mnie, jak jej się zdawało, groźnie.
– Co powiedziałaś?
– Żebyś się pierdo***a blond ku**o – w ostentacyjny sposób chwyciłam za bluzkę Miley i wlałam za jej dekolt moją colę. – Smacznego.
– Pierdo***ęte dziwadło! – krzyknęła, gdy odchodziłam. Dwie pieczenie na jednym ogniu, przemknęło jej przez umysł.* – Przyznaj, że bzyknęłabyś własnego brata! – cała stołówka to usłyszała. Wtedy coś we mnie pękło i rzuciłam się na Miley. To było, jak trans. Nikt nie mógł mnie powstrzymać od okładania pięściami jej twarzyczki. Dopiero moi przyjaciele zdołali mnie odciągnąć.

Tak też zostałam prawie zawieszona. Logan się za mną wstawił i obiecał, że nie wygada nic ojczymowi. Nie chciałam z nim wtedy gadać, więc tylko podziękowałam i wróciłam do swoich zajęć. Oczywiście rodzice poznali bardzo delikatną wersję i obyło się bez szlabanu. Candence nic nie wygadała, Logan też milczał, a incydent na stołówce sprawił, że ojczym nawet bardzo nie wściekł się za to, że Logan i Miley zerwali.
Ojczym bardzo dokładnie dokonywał selekcji dziewczyn Logana, a on się nie wtrącał. Nigdy nie był, z tym z kim chciał – tak powiedział mi wczoraj. Teraz czeka tylko na wyjazd na studia, żeby jego ojciec nie miał już żadnego wpływu na jego wybory. Ma nadzieję, że dostanie się do École Nationale Supérieure des Beaux–Arts de Paris (w skrócie nazywa to ENSBA), czyli Państwowa Wyższa Szkoła Sztuk Pięknych w Paryżu.
To zabawne, jak wiele o człowieku można się dowiedzieć, gdy ten jest pijany, prawda? Nie ma wtedy oporów przed otwarciem się przed tobą.
Ktoś właśnie puka do moich drzwi, więc dokończę potem.

***
*
***

Fajny ten znaczek? W razie wątpliwości to klepsydra. Ciocia Anabell mówiła, że to mój znak. Nie łapię tych oznaczeń, ale lubię klepsydry.
To Logan przed chwilą przyszedł… No, ta chwila trwała kilka długich godzin, bo przyszedł koło dwudziestej, a jest druga trzydzieści. W sumie nie do końca wiem, czego chciał, bo gdy jest trzeźwy jest o wiele mniej elokwentny.
Teraz jednak muszę się do czegoś przyznać.
Logan znów mnie pocałował. Przysięgam, że to samo tak jakoś wyszło! To on pukał do drzwi, co zresztą napisałam wcześniej.

– Zaraz! Nie pali się! – krzyknęłam, gdy pukanie do drzwi się nasiliło. Doczłapałam do nich i wyjrzałam przez szparę. Stał w nich Logan z gorącymi rumieńcami na policzkach. Muszę przyznać, że zdziwiła mnie jego obecność.
Przełknęłam ślinę i przygryzłam wargi.
– Tak?
– Moglibyśmy porozmawiać?
– Eee… Jasne. – Odsunęłam się z przejścia i wpuściłam go do środka. Obrzucił rozbawionym spojrzeniem moją piżamę. Składała się z porwanych spodenek zrobionych ze starych dżinsów i podkoszulka na ramiączkach, również z dziurą, ale bardziej widoczną.
Cofnęłam się pod ścianę i przygryzłam wargi.
– O co chodzi? – spytałam. Nie czułam się komfortowo.
– Ja… – wziął głębszy wdech. – Przepraszam. Przepraszam za to, co powiedziałem rano.
– Nie szkodzi… To normalne, że tak się zachowałeś. Zresztą nic nie pamiętałeś rano, więc…
– O to chodzi, że pamiętałem… Pamiętałem wszystko, a zachowałem się, jak idiota. Powinienem ci podziękować, chociaż za samo to, że nie kazałaś mi wtedy spadać…
– Nie mam ci niczego za złe ani nie musisz mi dziękować. Naprawdę.
Zaśmiał się gorzko, a po jego twarzy potoczyły się łzy. Otarł je szybko wierzchem ręki i spojrzał na mnie zawstydzony.
– Siadaj – nakazałam, sama siadając po turecku na dywanie. Posłuchał i patrzył na mnie. – Czy chciałbyś mi powiedzieć coś jeszcze?
Po jego głowie obijało się mnóstwo myśli, które w sumie nie miały większego sensu poza tym, że po prostu dobrze się przy mnie czuł. Było w tym, coś więcej niż tylko moja otwartość. Czuł się przy mnie trochę, jak przy Miley, ale lepiej. Podejrzewał, że go zauroczyłam i nie wiedział, jak mi to powiedzieć.
Uśmiechnęłam się do niego i pochyliłam do przodu.
– Wiem, rozumiem – szepnęłam cicho. Patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.
– Chciałbym być taki, jak ty – wyznał.
– Pokopany?
– Pewny siebie. Chciałbym nie bać się, być sobą. Chciałbym móc nie być takim mięczakiem.
– Nie jesteś mięczakiem! – zaprzeczyłam. – Jesteś wrażliwy, a to co innego. I nikt nie każe ci być kimś innym. Bądź sobą i tyle.
– To nie takie proste… Nie z moim tatą…
– Więc bądź sobą w tajemnicy przed nim. Lubisz rysować, tak? To zapisz się na zajęcia plastyczne.
– Przecież mam treningi! Muszę być na wszystkich, przecież jestem rozgrywającym…
– Nie mam pojęcia kto to. Guzik mnie obchodzi sport.
– I to jest w tobie piękne. Mnie, tata by za to zatłukł.
– Wczoraj też próbowałeś mi wcisnąć podobny kit – stwierdziłam wesołym głosem. On za to się nie zaśmiał, tylko ujął moją twarz w dłonie i patrzył mi w oczy.
– Naprawdę mi się podobasz – szepnął i mnie pocałował.

To było całkiem miłe doświadczenie i z chęcią będę je powtarzać. Potem jeszcze sporo rozmawiałam z Loganem. Leżeliśmy na moim łóżku – idealnie o pamiętam, mimo tego, że działo się to kilka godzin temu. Nie rozmawialiśmy o niczym, ale wtedy dostrzegłam na plecach Logana bliznę. Wystawała spod jego podkoszulka. Oczywiście zapytałam go, co mu się stało. Powiedział, że gdy był mały miał wypadek.
Ale to nie blizna po wypadku. Już widziałam takie blizny i to nie raz. Moja macocha była bita przez męża i ma identyczne blizny. Używał kabla i pasa. Oczywiście powiedziałam o tym Loganowi, a on przyznał się, że gdy był mały to tata – mój ojczym – go bił. Teraz już tego nie robi, bo jego syn jest starszy i większy. Mógłby się obronić. Jego mamę też bił, przez co uciekła. Do tej pory Logan boi się własnego ojca. Podobno, gdy był mały złamał mu rękę, bo usłyszał, że malec nie chce grać w futbol i woli rysować. Gdy mi o tym opowiadał wciąż płakał.
Było mi go bardzo szkoda, bo nie wyobrażałam sobie tego, co przeszedł. Zapytałam go, czy pokazałby mi kiedyś swoje rysunki i obiecał, że jutro mi jakieś przyniesie.
Obecnie Logan znów śpi tuż obok mnie i tym razem mruczy coś o mnie. Jest bardzo uroczy i szczerze mówiąc od godziny nie robię nic innego, tylko go całuję po policzkach. Nie mógł przeze mnie usnąć i dlatego podjęłam się kontynuowania przerwanego opisu dnia.

Kolejny cytat:

„Gdy zakochani całują się po policzkach, to znaczy, że błądzą po omacku, szukając swych ust. Pocałunek tworzy kochanków.”


Émile Zola

Może będę tak kończyć każdy dzień?







*Chodziło o to, że Miley chciała jednocześnie dopiec Tris i Loganowi.

Alicja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz