Dzień 1
Opowiem Ci o mnie. Wiem, że w końcu ten dziennik trafi
w czyjeś ręce i bez względu na to, czy jesteś moim przyjacielem, wrogiem,
psychiatrą, lekarzem lub obcą osobą dowiesz się o rzeczach, które nie zdarzają
się normalnym ludziom. To tylko krótkie wprowadzenie, gdyż mój lekarz Pan
Szczerzyząbek – tak go nazywam – kazał mi prowadzić dziennik, w którym
codziennie coś opiszę. Tylko ja mam to pisać i czytać, chyba że zdecyduję się
to komuś pokazać. Po śmierci cioci Anabell odrobinę się załamałam i posłano
mnie do Szczerzyząbka.
Tak więc dziś zaczynam moje zwierzenia.
Jak już wspomniałam wcześniej życie jest do kitu. Nie,
nie dlatego, że mam gorsze oceny albo nauczyciel się na mnie uwziął. O nie, ja
wchodzę na bardziej powalony poziom.
Otóż dotyczy mnie coś, co nazywamy Klątwą Czarownic.
Nie jestem taką czarownicą jak w bajce o Jasiu i Małgosi albo Jak w serii o
Harrym Potterze, którą zresztą czytałam pięć razy. Chodzi bardziej o to, że gdy
kończymy szesnaście lat dostajemy zdolność. Dar. Ale równowaga musi być i w
zamian Wszechświat, Bóg, Diabeł, demony, czy co to tam nam daje te moce zabiera
nam coś, co jest dla nas bardzo ważne. Ciocia Anabell też taka była i nie
wytrzymała. Wszechświat wciąż utrudnia nam życie, a ona nie dała rady sprostać
kolejnej próbie i zginęła.
Poza mną jest jeszcze około trzynastki takich osób.
Część z nich już ma swoje zdolności, inni nie. Ja zdobyłam moją kilka tygodni
temu, ale jej nie używam. To telepatia, a ja nie chcę wiedzieć, co myślą inni.
Pokręcone, co? A ostrzegałam.
Poza tym nazywam się Beatrice. Pozwól,
że nie będę podawać nazwisk. Nie zwracaj uwagi na poprzedni wpis.
Moje egzystencja jest mocno popieprzona. Robiłam
w życiu wiele chorych rzeczy, ale one nie szkodzą takim jak ja. Paliłam, piłam
i ćpałam. I co? I nic. Zero skutków, które mogłyby mi zaszkodzić. Ale dziś to
przeszłam samą siebie i chyba to kazało mi zacząć pisać ten cholerny dzienni.
Kilka lat temu moja mama rozstała się z tatą i wyszła
za mojego ojczyma. Ojczym ma syna, który w tym roku kończy szkołę – Logana. On
i moja starsza siostra Candence nawet jako tako się zaczęli dogadywać. My
udawaliśmy, że się nie znamy. I w domu i w szkole i w święta. Zawsze i
wszędzie. Na przykład dziś podczas lunchu omal nie spłonął ze wstydu po moim
niewielkim wybryku.
Był pierwszy dzień liceum, więc każdy chciał zająć
sobie jak najlepsze stoliki. Jedynie sportowcy nie mieli tego problemu, bo to
elita. Ja z moimi przyjaciółmi siedzieliśmy bardziej z tyłu i mieliśmy spokój.
Nikt do nas nie podchodził. Większość uważała nas za dziwaków, bo niemal
wszyscy poza mną ubierali się jak punki, goci lub metalowcy. Po prostu mieliśmy
swój pokręcony styl, choć ja byłam spokojniejsza. Do szkoły ubierałam jak
przystało grzecznej dziewczynce. Tylko niektóre dodatki temu zaprzeczały.
– Czytaliście Romea i Julię? – spytała Alice,
która gapiła się na książkę z nienawiścią. Była obecnie w ostatniej klasie i
zaczęli to przerabiać na angielskim. – Tris? – spojrzała na mnie
błagalnie, bo miałam rozszerzony angielski.
– Tak, czytałam – wyznałam, przełykając kęs
jabłka.
– I o czym to?
– Ponoć uwielbiasz filmy z Leonardem Di Caprio,
obejrzyj film.
– Tris, proszę!
– Jest Romeo i jest Julia. Poznali się na balu u
rodziców Julki. Zakochali się od pierwszego wejrzenia, następnego dnia wzięli
ślub, Romeo zabił kuzyna Julki, bo ten zabił jego szwagra… chyba szwagra… Okej,
Romeo musiał uciekać do Mantui, potem przez kiepską pocztę wszystko bierze w
łeb i oboje umierają.
Alice w zamyśleniu podrapała się po brodzie.
– Hm… Okeeej, i to wszystko?
– Raczej tak.
– Spoko… I tak dostanę banię! – wrzuciła książkę
do torby i splotła dłonie z tyłu głowy. – Chrzanić Romea i Julię! Ja chcę Wywiad
z wampirem! – Alice od dawna przymierzała się do przeczytania książek
Anne Rice, ale tylko pod warunkiem, że albo wprowadzą ją do lektur szkolnych,
albo dostanie ją w prezencie na święta albo dopiero po studiach.
Parsknęłam śmiechem i dostrzegłam, że w naszą stronę
idzie pan Cook. Był nowym nauczycielem i ubzdurał sobie, że unormuję naszą
młodzież.
Chwilę przed tym jak podszedł z głośników poleciał
utwór Pink Floyd Another Brick the Wall. Mogłam się domyśleć,
że to zostanie puszczone, bo Bob – nasz kumpel – miał dyżur w radiowęźle.
Nie mogłam się powstrzymać przed tym, co zrobiłam
potem. Najzwyczajniej w świecie wskoczyłam na stół i zaczęłam śpiewać ten
kawałek przy okazji dziwnie tańcząc.
– Zejdź ze stołu! – krzyknął nauczyciel, a ja
nachyliłam mu się do twarzy.
– Hey, Teacher, leave
them, kids, alone!
Po tym incydencie ja trafiłam na dywanik u dyrektora,
a Logan uparcie tłumaczył się, że jestem powalona. Potem w domu naskoczył na
mnie, że psuję mu reputację. Było to tuż przed kolacją, gdy ojczym i mama
rozkładali naczynia, a ja czytałam Wielkiego Gatsby’ego na angielski.
Podszedł do mnie i zaczął gadać, że nie chce przeze mnie stracić kumpli i że
przeze mnie cały dzień wyśmiewali go na treningu. Gdy już się wygadał i rzucił
kilka gróźb w bardzo „dojrzały” sposób pokazałam mu środkowy palec i zasiadłam
do kolacji. Od ojczyma też mi się oberwało. Mówił, że to niepoważne. Że
zachowałam się niedojrzale. Że nie wnoszę nic do tej rodziny.
Ale nie to było najgorsze. Jak mówiłam to nie ojczym i
dyrektor są moim problemami. Problemem jest to, co się stało potem.
Wieczorem wyszłam do Alice. Wszyscy się tam zebraliśmy,
żeby po prostu się pobawić. I jak zawsze było ekstra. Tańczyliśmy, śmialiśmy
się i śpiewaliśmy. Oczywiście opowiedziałam im o tym, co gadał Logan i ojczym i
to z nich śmialiśmy się najgłośniej. Dość szybko jednak się rozeszliśmy, bo
wrócili rodzice Alice.
Pod domem znalazłam się grubo po północy i jeszcze
przez chwilkę tam stałam, żeby wywietrzeć po papierosie. Wtedy zobaczyłam
wlokącego się Logana. Był nieźle wstawiony. Gdy mnie zobaczył zatrzymał się i
patrzył w moim kierunku zaskoczony.
– Co tutaj robisz? – spytał. Szczerze to
spodziewałam się o wiele większego bełkotu z jego ust, ale on chyba tylko
chwiał się na nogach. Wyglądał na mocno przygnębionego.
– A co cię to interesuje?
– Hm… – podrapał się po głowie. – Tak
jakoś…
– Chcę się wywietrzyć, żeby mama nie wyczuła, że
paliłam.
– Ta, jasne – zaśmiał się. – Ty i palenie.
Przewróciłam oczami i pomachałam mu paczką papierosów
przed nosem.
– Widzisz? Nie mów mi, że się nie spodziewałeś. W
końcu jestem czarną owcą – rzuciłam złośliwie. Logan znów się zaśmiał, a jeden
z jego czarnych loków opadł mu na te jego błękitne oczy. Może i go nie lubiłam,
ale musiałam przyznać, że był przystojny.
– Z czego się śmiejesz?
– Z ciebie – odparł spokojnie. – To ani trochę do
ciebie nie pasuje.
– Przecież mnie nie znasz – zauważyłam i
schowałam papierosy w tylną kieszeń. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je przed
Loganem. Wszedł do środka. Szedł odrobinkę chwiejnie i bez problemów mógłby
dojść do pokoju. Ale on osunął się na ziemię i zaczął płakać. Stałam tam nad
nim i przez moment zastanawiałam się, co zrobić. W końcu uklękłam obok niego i
ostrożnie położyłam mu dłonie na ramieniu.
– Logan… Stało się coś?
– Jestem okropny!
– Dlaczego?
– Bo… – zawahał się. – Dlaczego chcesz słuchać
moich durnych problemów?
– Bo chcę zostać psychologiem – burknęłam. – Bądź
co bądź jestem twoją siostrą, nie? Nikomu nie powiem. Obiecuję.
Wziął wdech.
– Wiesz, która to Miley? – spytał.
– To ta czirliderka? Jedna z wielu blondynek.
– I moja dziewczyna. Była, tak się zdaje…
Usiadłam obok Logana, bo wyglądało na to, że szykuje
się dość długa opowieść. Oparł mi głowę na ramieniu i przymknął powieki.
Dopiero teraz zauważyłam jak delikatnej urody był. Był blady, miał delikatne
rysy i pełne usta.
– Byłem pewien, że ona rzeczywiście coś do mnie
czuje, ale oczywiście się pomyliłem. Dureń ze mnie.
– Skąd wiesz, że nic nie czuje?
– Bo przyłapałem ją jak bzyka się z moim
najlepszym kumplem.
– Tak… To kiepsko, ale… przecież możesz mieć
każdą inną dziewczynę, nie?
– Może i tak, ale… Stałem tam wtedy jak kołek i
nie wiedziałem co zrobić. W końcu odwróciłem się i odszedłem, ale oni pobiegli
za mną.
– I co się stało?
– Uderzyłem ją… Ale ja nie chciałem! Chciałem
uderzyć jego, ale go zasłoniła…
– Wiesz co?
– Co?
– Jesteś świetnym facetem, który nie powinien się
przejmować taką szmatą, jak ona, wiesz? – podniosłam się z miejsca i pomogłam
wstać Loganowi. Odprowadziłam go do pokoju i położyłam na łóżku.
– Przepraszam za to jak zachowałem się wcześniej.
– Nie masz za co.
Przymknął powieki i wziął wdech.
– Mogę mieć do ciebie prośbę?
– Jasne.
– Położysz się obok?
– Jasne – mruknęłam tylko i ułożyłam się obok
Logana.
Rozmawialiśmy wtedy o wszystkim i o niczym.
Zorientowałam się, że nikt nigdy nie poznał prawdziwego Logana. Lubił poezję,
muzykę klasyczną i kochał rysować, ale nigdy nikomu nie odważył się pokazać
rysunków. Nigdy nie lubił sportu, ale tata mu kazał. O wiele bardziej wolałby
nauczyć się grać na fortepianie.
On za to dowiedział się, że lubię śpiewać pod prysznicem,
kocham czytać i nigdy nie przyznam się przed rodzicami do… ha, ha! Nie powiem
tego! Tylko Logan i ja to wiemy. No i moi przyjaciele.
W pewnym momencie Logan powiedział mi, że jestem
ładna.
– Chyba powinieneś wytrzeźwieć – stwierdziłam z
uśmiechem na twarzy.
– Nie, teraz właśnie to widzę.
– Jutro zmienisz zdanie.
Naprawdę nie byłam ładna.
Jestem do bólu przeciętna. Nie brzydka i nie ładna.
Wysoka też nie jestem. Sporo na świecie takich dziewczyn jak ja.
– Gdy wytrzeźwiejesz zmienisz zdanie – powiedziałam.
Uśmiechnął się do mnie i przymknął powieki.
– Wtedy będę tego żałował dopiero jutro –
szepnął. Nim zdążyłam zapytać czego będzie żałował pochylił się nade mną i…
pocałował. Tak właśnie, syn ojczyma mnie pocałował i całował
świetnie. Z tym, że głupio było przeżyć swój pierwszy
pocałunek z Loganem. Podejrzewałam też, że moje zdolności w tej dziedzinie nie
są zbyt wysokie.
Tak, drogi przyszły czytelniku. Mój pierwszy pocałunek
przeżyłam z przyrodnim bratem i to całkiem niedawno. I to jest problem. Nie
czuję aby to było złe i teoretycznie nie jest, ale… boję się tego, co stanie
się jutro, gdy Logan wytrzeźwieje. Teraz śpi obok mnie i mamrocze przez
sen coś o Miley. To miłe patrzeć na niego podczas snu, ale i przerażające, że
tak na mnie działa. Mam nadzieję, że jutro nie będzie się mocno na mnie
gniewał.
A teraz dobranoc.
To tak na lepszy sen:
,,Sing me to sleep
Sing me to sleep
I don't want to wake up
On my own anymore”*
The Smiths – „Asleep”
*utwór zespołu The Smiths – Asleep; podany tekst można przetłumaczyć:
,,zaśpiewaj mi do snu, zaśpiewaj mi do snu; nie chcę już więcej budzić się
samotnie”